Spis treści
ODBITKI I TRADYCYJNE ALBUMY SĄ BEZKONKURENCYJNE. PRZYNAJMNIEJ BYŁY, BO OD KILKU DNI MAMY CO DO TEGO WĄTPLIWOŚCI. A WSZYSTKO ZA SPRAWĄ FOTOKSIĄŻKI OD SAAL.
Do tej pory nie widzieliśmy nic co mogłoby konkurować z wyklejanymi albumami. W fotoksiążkach denerwowała nas „płaskość,” cyfrowy, zimny charakter i brak faktury. Jak można zainteresować się czymś co „nie ma duszy?”
Otóż można. A poniższa recenzja udowadnia, że fotoksiążki mogą mieć zarówno fakturę i jak i duszę. Co więcej, fotoksiążka może sprawić wiele radości i ożywić wspomnienia równie skutecznie, a nawet lepiej niż tradycyjny album.
PRZYGODA Z PROGRAMEM
Trzeba zaznaczyć, że dostępnych jest cała masa funkcji. Jeśli ktoś nadal sądzi, że od przybytku głowa nie boli, powinien sam spróbować. Po dłuższej chwili, metodą prób i błędów można rozpracować wszystkie narzędzia. Najbardziej podstawowe, takie jak obracanie i powiększania zdjęć, a także dopasowywanie ich do ramek, nie stanowią większego problemu. Kiedy pierwsze przerażenie ustąpi można przejść do kolejnego kroku.
Najtrudniejszy jest dobór fotografii i odpowiednie ich ułożenie. W programie dostępne są gotowe układy obejmujące dwie sąsiednie strony. Wystarczy określić ile zdjęć chcemy rozłożyć na planszy, a potem wybrać jedną z propozycji. Jeśli zdjęcia były wcześniej wyselekcjonowane, można skorzystać z szablonu. To znaczne ułatwienie na początek pracy i dla ludzi, którzy z tworzeniem albumu nie mieli nigdy nic wspólnego. Generuje jednak błędy. Zdjęcia co prawda dopasują się do szablonu jednak nie gwarantuje to, że będą dobrze wyglądać. Gdy korzystamy z automatycznego wypełnienia zdjęcia niekoniecznie ułożą się w ciekawą historię, a co gorsza, dopasują się do szablonowych ramek. Oznacza to, że zdjęcie kwadratowe zostanie przycięte do prostokątu i odwrotnie. Na szczęście każdą z ramek można edytować, więc przy odrobinie uwagi sytuacje z „obciętymi głowami” nie powinny mieć miejsca.
Wiedząc to zdecydowaliśmy się układać strony ręcznie. Z gotowych szablonów korzystaliśmy jak ze źródła inspiracji. To znacznie dłuższa droga, ale dająca naszym zdaniem lepsze rezultaty. Układanie albumu polegało na ciągłym testowaniu, które zdjęcie gdzie umieścić aby dobrze wyglądało. Następnie trzeba było dopasować ramki tak, aby przerwy między zdjęciami były równe. Jeśli coś nie wyglądało tak jak powinno, trzeba było przesunąć zdjęcie wewnątrz ramki. Technicznie nie było to skomplikowane, jednak kosztowało nas więcej pracy. Program nie stwarzał przy tym żadnych problemów i raczej tą pracę ułatwiał.
Zanim mogliśmy dotknąć album, program udostępnił nam jego wersję cyfrową. Mogliśmy przejrzeć stronę po stronie i sprawdzić, czy nie popełniliśmy błędu. Łatwo było ocenić końcowy efekt i zamknąć kwestię układu zdjęć. Po wysłaniu do wykonania otrzymaliśmy również link z prezentacją online. Taki link można podesłać rodzinie lub znajomym, którzy mogą też zamówić własną kopię.
KILKA DNI PÓŹNIEJ
Kiedy otworzyliśmy paczkę, efekt przerósł nasze oczekiwania. Materiały użyte do wykonania nie pozwalają na krytykę. Dobrej jakości papier, porządny druk i estetyczna faktura. Oglądanie tego to przyjemność! Co więcej, jeśli postąpi się zgodnie z wymaganiami producenta, nie można mieć też uwag do barwy. Pięknie nasycone kolory w pełni odzwierciedlają zawartość pliku cyfrowego.
Tu trzeba zaznaczyć, że mieliśmy przewagę nad zwykłym użytkownikiem. Warunkiem pracy z barwą jest posiadanie skalibrowanego monitora do pracy z grafiką. Bez tego nie zobaczymy efektu zanim nie dostaniemy albumu. Sam producent udziela jednak wszystkich niezbędnych informacji, które potrzebne są dla osoby obeznanej z grafiką. To bardzo istotne – niestety nie każdy może się tym pochwalić.
Okładka jest aksamitna w dotyku i sprawia rewelacyjne wrażenie. Papier wewnątrz nie tylko dobrze wygląda i ułatwia przeglądanie, ale też nie brudzi się i nie widać na nim odcisków palców. Sprawdziliśmy to po tym jak album obejrzało już kilka osób. W kilku miejscach specjalnie dotknęliśmy zdjęć. Drobne ślady, o ile są widoczne, bez problemu daje się zetrzeć. Wystarczy delikatnie przetrzeć miejsce suchą mikrofibrą lub chusteczką higieniczną. Ma to kluczowe znaczenie dla trwałości albumu, który ma być pamiątką na lata. Ten test Saal również zdaje celująco!
Karty rozkładają się „na płasko”. Zdjęcie umieszczone pośrodku układu nie jest dzielone na dwie osobne kartki i nie chowa się gdzieś w łączeniu szycia. Po rozłożeniu widać jest zagięcie, jednak nie przeszkadza ono w odbiorze fotografii. Efekt jest dokładnie taki sam na początku albumu, w jego środku i pod koniec. W zasadzie każde dwie kolejne strony mogą być rozkładówką! To świetna wiadomość, bo album pozwala na eksponowanie panoram lub zdjęć grupowych.
Warto podkreślić tu rolę wykonania. Wszystko jest świetnie spasowane, równe i dobrze podklejone. Szukaliśmy miejsc, których moglibyśmy się przyczepić – nie ma takich. Dla eksperymentu zostawiliśmy nawet kod kreskowy.
Producent pozwala na jego usunięcie za dopłatą, jednak byliśmy ciekawi jak duży jest w rzeczywistości. Tu również byliśmy mile zaskoczeni. Spodziewaliśmy się czegoś większego, tymczasem znaleźliśmy mały i łatwy do przeoczenia kwadracik. Umieszczony jest na obu stronach tylnej okładki.
Na koniec mało oczywisty fakt: album w zasadzie nie ma zapachu. Zwróciliśmy na to uwagę wiedząc, że wiele albumów wykonanych w innej technologii pachnie bardzo nieprzyjemnie. Zapach taki utrzymuje się też bardzo długo. Jeśli ktoś zwraca uwagę nawet na takie detale, to i tym razem możemy mu śmiało polecić albumy Saal.
ZALETY
- Materiały
- Wykonanie
- Jakość barw
- Zaawansowany program
- Dostępność szablonów
- Większe możliwości kompozycyjne
- Możliwość podglądu efektu końcowego
- Powtarzalność
- Szybkość dostawy
WADY
- Na początku skomplikowany program (mnogość funkcji jest też zaletą)
PODSUMOWANIE
Album przyszedł dokładnie taki jaki chcieliśmy. Co więcej jest ZNACZNIE LEPSZY niż się spodziewaliśmy. Czy zastąpi nasze tradycyjne, wyklejane albumy? Zdecydowanie będziemy używać tej opcji coraz częściej, zapewne równolegle do albumów tradycyjnych. Fotoksiążka może nie jest ręcznie robionym cudem, ale ma własny charakter i pozwala na odważniejsze komponowanie zdjęć. Co więcej, przebija tradycyjne albumy powtarzalnością i przewidywalnością efektów, a także pozwala na wcześniejsze konsultowanie układu. Wszystko co potrzebne to kontakt mailowy.
Żeby nie było wątpliwości co do naszej bezstronności, postanowiliśmy się odwołać do niezależnych i najbardziej wymagających ekspertów. Album oceniła teściowa, a z teściową jak wiadomo się nie dyskutuje ? Wynik tego ostatniego i najważniejszego testu wypadł pozytywnie. Dobre